Lęk Prezesów – z życia wzięte. Jest mglisty poranek, dzwonię do jednej z większych firm transportowych. Zostaję przełączony do v-ce prezesa.
– Słucham co może mi Pan zaproponować? Ja mam dwie Kancelarie i ewidencję mi też wylicza wie Pan kto (tu pada nazwa jednej z firm), więc nie mamy o czym rozmawiać.
– Chcę Panu zaproponować milion złotych na stu kierowców w ciągu trzech lat, żeby nie być gołosłownym wykażę to Panu czarno na białym, przekaże kontakt do firm, którym już pomogliśmy w tym zakresie…
– Nie, ja już to mam na pewno. Mówię Panu, że mi to wyliczają (tu znowu pada nazwa firmy).
– Właśnie dlatego, że wiem w jaki sposób – jak Pan to ujął – wyliczają inni specjaliści, wiem, że Państwo nie macie zastosowanych tych rozwiązań, o których mówię…
– Ja proszę Pana mówię, że mam dwie Kancelarie i (tu po raz trzeci pada nazwa firmy) mi robi ewidencję, ja was chyba mogę nauczyć czegoś jeśli chcielibyście.
Rany boskie – myślę – jak dotrzeć do tego człowieka?
– Wie Pan co jestem tak pewny tego, że nie ma Pan zastosowanego rozwiązania, o którym mówię, że jeśli się Pan zgodzi to wykażę to Panu, uzasadnię i wytłumaczę za darmo – sam pokryje koszt takiej analizy – jednak, jeżeli okaże się, że mam rację i wykażę, że może Pan stosując rozwiązanie, o którym mówię wygenerować kwotę ok. miliona złotych na każdych stu kierowców, to wówczas Pan pokryje koszt (symboliczny) takiej kalkulacji
– Nie, nie, nie … zresztą jak Pan chce niby to zrobić…
Tłumaczę przez około dwie minuty Panu v-ce prezesowi na czym polega wykorzystanie wewnątrzzakładowych źródeł prawa pracy w kontekście prawa transportowego i słyszę wyraźnie, że ten człowiek nie ma pojęcia o podstawach dotyczących przedmiotowego zagadnienia – powtarzając, jak mantrę słowa ewidentnie zasłyszane od tzw. specjalistów, o których mówił.
– Nie, nie, dziękuję bardzo – słyszę w jego głosie coś w rodzaju niepokoju, żeby nie napisać przerażenia.
Myślę – ok – nie ma sensu uszczęśliwiać kogoś na siłę. Zastanawiam się z czego wynika ten lęk, bojaźń i drżenie (cytując klasyka), nakazująca wierzyć temu Panu, w zapewnienia tych „ekspertów”, o których mówił, którzy to w mojej przytomności są co najwyżej przeciętnej klasy rzemieślnikami podczas, gdy od zawsze ambicją, a przy okazji misją reprezentowanej przeze mnie Kancelarii Prawnej Viggen, jest bycie artystą w swej dziedzinie. Tej opinii oczywiście nie śmiałbym wyartykułować w rozmowie z klientem, ponieważ wysoce nieetyczne byłoby uświadamianie klienta na temat niekompetencji zatrudnianych przez niego „specjalistów”. To jednak, co uważam za swój obowiązek, to pokazanie możliwości – to do klienta należy decyzja, czy ma ochotę z nich skorzystać.
Co dzieje się w głowie człowieka, który dostaje propozycję, na której nie musząc nic inwestować, może jedynie zyskać i to w tym przypadku zyskać naprawdę bardzo dużo, a mimo to nie chce wiedzieć jak zdobyć milion złotych?
Czy ten lęk przed dobrą zmianą jest składową naszej tożsamości narodowej (w mentalnym kontekście) – nie sądzę, są przecież przykłady setek osób, które czując szansę potrafią z niej skorzystać.
Z czego to więc wynika? Czy ten człowiek nie mógłby znieść kilku milionów (w przypadku tej firmy) złotych więcej w skali trzech lat?
A Ty? Czy nie byłbyś w stanie skorzystać z tej okazji? Nawet jeśli obsługuje Cię dwadzieścia Kancelarii i pułk prawników to, czy jesteś w stanie wyobrazić sobie, że mogą oni nie wiedzieć wszystkiego lub brak im wiedzy jak zarobić milion złotych/stu kierowców/w ciągu trzech lat?
Jakub Figuła
Dyrektor ds. Marketingu i Sprzedaży
Niniejszy dokument podlega ochronie prawnej na mocy ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych (ustawa z dnia 4 lutego 1994 r., Dz. U. 06.90.631 z późn. zm.).